Wyruszamy wcześnie – po 8-mej rano, bo nasza droga z Glencolmcille do Dublina to ok. 336 km. Wydaje się, że to nie tak dużo, ale po wąskich lokalnych drogach jeździ się bardzo powoli plus bardzo przejmuję się, żeby nie uszkodzić naszego ślicznego wypożyczonego samochodu i żeby go oddać w Dublinie do 19.00. Poza tym, nie możemy skrócić sobie drogi jadąc przez Irlandię Północną, bo nie zaznaczyłyśmy takiej opcji wypożyczając samochód. Zatrzymujemy się na obiad w Carrick-on-Shannon, bo Marika wyszukała, że są tam jakieś fajne niedrogie knajpy. Niestety musimy poczekać, ponieważ jesteśmy przed 12.
W końcu wybieramy knajpę z kanapkami, która nie jest najwyżej w naszym rankingu, za to, że ma toaletę. I niestety nie jest to najlepszy wybór.
W Carrick-on-Shannon bardzo podobała nam się mozaika na Quay Road blisko Docks Arts Centre.
Do Dublina docieramy tuż po 15, czyli godzinie, od której możliwe jest zameldowanie u naszego gospodarza z Airbnb, Tony’ego. Zostawiamy bagaże i wyruszamy na parking Sixta przy lotnisku. Wcześniej tankujemy do pełna i odkurzamy samochód w środku (tylko do tego pierwszego zobowiązywała nas umowa z wypożyczalnią).
Pan z wypożyczalni bardzo pobieżnie i szybko sprawdza samochód i stwierdza, że wszystko jest w porządku. Odczuwam nieopisaną ulgę, bo jeżdżenie pięknym, nowym samochodem po wąskich, irlandzkich serpentynach było dla mnie nie lada stresem.
Do centrum Dublina jedziemy specjalnym autobusem kursującym z lotniska. Jest on dosyć drogi: za dwie osoby dorosłe i dziecko płacimy 16 EUR.
Wysiadamy w centrum na Conolly Street i znajdujemy się w ruchliwym, głośnym, pełnym turystów i pojazdów mieście. Włóczymy się trochę po centrum, kupujemy parę rzeczy w Penneys (irlandzki Primark), zaglądamy do parku Saint Stephen’s Green, z którego zostajemy wyproszone, bo park jest na wieczór zamykany i w końcu ledwo żywe jedziemy do naszego pokoju na Rosemount Ave.
Jaka miła patriotyczna niespodzianka! Inglot w samym centrum Dublina na głównym deptaku!
PolubieniePolubienie