Bolesna pobudka o 3 rano, żeby o 6 odlecieć do Dublina z przesiadką w Monachium. Trochę martwię się, że możemy spóźnić się na lot z Monachium do Dublina ale wszystko idzie zadziwiająco gładko i o 9.45 czasu lokalnego lądujemy w Dublinie.
Na lotnisku niemiła niespodzianka bo walizka Nadii jest pęknięta a moja cała poplamiona więc składam reklamacje. Następnie specjalnym busem zostajemy podwiezionez lotniska na ogromny parking wypożyczalni samochodów gdzie ma czekać zamówiony dużo wcześniej Opel Corsa lub podobny. Dostajemy przepiękną metalicznie niebieską Micrę.
Po krótkim zapoznaniu się z samochodem przychodzi próba odwagi – ruszenie w Irlandię po lewej stronie drogi. Nie będę udawać, że to żaden problem i że to super proste… Czuję się przytłoczona ilością rond, które muszę pokonać zaraz po wyjeździe z parkingu, wybieram zły skręt i muszę zawracać. Po jakimś czasie robi się lepiej i zaczyna się wielokilometrowa nuda autostrady. Roślinność podobna do polskiej, ale praktycznie zero zabudowań i miły brak billboardów po drodze.
Około 15 dojeżdżamy do Galway, gdzie zatrzymujemy się na zakupy w Lidlu i obiad w naleśnikarni Java’s Creperie and Cafe Francais. Lidl okazuje się być stosunkowo tani jak na warunki Irlandzkie a naleśniki ogromne i pyszne.
Samo Galway jest cudownym, klimatycznym miasteczkiem z kolorowymi, stylowymi domami, dużą ilością knajpek, pubów i ciekawych sklepików. Na głównym deptaku tłum turystów, przygrywa uliczna kapela, słychać krzyk mew.
Ostatnie 70 km to bardzo wąskie i kręte, trudne drogi, na których ocieramy się o trawy i zarośla rosnące tutaj tuż przy jezdni oraz oszałamiające krajobrazy jakich nigdy w życiu nie widziałam i dla których warto było przebyć daleką drogę i wydać mnóstwo pieniędzy. Jedziemy tuż nad brzegiem oceanu otoczone jednocześnie majestatycznymi zielonymi górami, które schodząc w dół tworzą malowniczy wąwóz. Wszędzie owce, często dziwnie ufarbowane na niebiesko lub czerwono, które od czasu do czasu niefrasobliwie wychodzą na drogę ignorując nieliczne samochody.
Opis Mariki
Zamknij oczy. Wyobraź sobie wąską drogę wijącą się w dolinie otoczonej przez zielone wzgórza, na których wypasają się owce. Teraz wyobraź sobie, że te owce przechadzają się spokojnie po drodze i wychodzą przed koła twojego samochodu z całkowicie obojętnym wyrazem na pyszczku. Na takie właśnie drogi wjedziesz po wyjechaniu z miasta i zjechaniu z autostrady. Domy pojawiają się z rzadka, a kiedy już jakieś zobaczysz, istnieje duża szansa, że będą wyglądały zupełnie jak z bajki, z ich bielonymi ścianami i bogatymi w kwiaty ogródkami.
Tak właśnie wyglądała nasza droga do The Connemara Hostel, niedaleko wioski Leenane. Hostel jest usytuowany w miejscu zapierającym dech w piersiach. Z dwóch strony wznoszą się pagórki, a między nie wdziera się ocean, tworząc The Killary Fjord. Z hostelu prawie nad samą wodę zeszłyśmy ścieżką urokliwie zarośniętą przez drzewa i krzewy. Słońce było już wtedy nisko i nadawało wodzie delikatnie złotą poświatę. Gdy zeszło jeszcze niżej, jego promienie zabarwiły niebo i ocean na pomarańczowo, a wzgórza schowały się w cieniu. Oglądając tę olśniewającą, rajską naturę, stwierdziłam, że mogłabym tu zostać i wieść spokojne życie, z dala od cywilizacji, wypasając owce.
Galway Galway Galway Pomnik estońskiego pisarza Eduarda Wilde i irlandzkiego pisarza Oscara Wilde, Galway Galway Killary Fjord Killary Fjord Killary Fjord Killary Fjord